- Jeszcze laz! Wika, ploszę!
- Nie nie, już dosyć – odpowiedziałam Poli ze stanowczym uśmiechem. Kręciło mi się koszmarnie w głowie, ledwo co stałam na nogach, a ten maluch chciał jeszcze więcej kręciołów. Co z nią jest? Mój Raczek z ADHD, myślałam z czułością, spoglądając na już prawie trzyletnią siostrę.
Nagle poczułam jej mały nosek w swoim pępku i lepkie rączki obejmujące w talii.
- No ploooszę!
- No dobra, ale to już ostatni raz. Ok? – mała pokiwała główką na zgodę, ale ja w jej oczach widziałam takie charakterystyczne diabelne iskierki. Wiedziałam, że po ostatnim kręciole dalej będzie mnie namawiać, jak zawsze. – Pola, ostatni raz, rozumiesz?
Już nie czekając na odpowiedź, złapałam małą za nadgarstki i najpierw powoli zaczęłam się obracać wokół własnej osi. Coraz szybciej i szybciej, aż Polka pisnęła cicho i oderwała stópki od podłogi. Salon wirował mi w oczach, podłoga ślizgała pod stopami, a siostra śmiała się piskliwie.
Kiedy już nie mogłam wytrzymać, spowolniłam i delikatnie położyłam Polę na ziemi. Zaraz padłam obok niej z zamkniętymi oczami i językiem wywalonym na wierzch, dysząc ciężko. Wieczorne słońce przyjemnie ogrzewało twarz przez szybę. Niestety, światło przesłonił jakiś szeroki cień. Leniwie otworzyłam jedno oko i zobaczyłam proszącą buźkę Zuzi. Podskoczyła radośnie i wrzasnęła:
- Ja też chcem, ja też!
- Zuza, CHCĘ, nie chcem! – Zuzia jednak nie zwróciła na to uwagi i złapała mnie za ręce. Stęknęłam cicho, ale było mi głupio odmówić siostrze, skoro drugą przed chwilą sama zabawiałam. Jeszcze raz napięłam się i zrobiłam kręcioła z pięciolatką. Była cięższa od Poli, więc kręciłam ją krócej, a i tak znów czułam lekki ból pleców – Zuza do najszczuplejszych dzieci nie należała, choć nie była jakimś wielkim pulpetem.
Przeciągnęłam się i napotkałam smutnawe spojrzenie Lenki.
- Oj, nie nie nie! Lenuś, przykro mi, jesteś już za duża… - Biedna Lena, była akurat w takim wieku, że wyrastała z tych dziecięcych zabaw z Polą i Zuzą, ale i nie była na tyle duża, żeby się trzymać ze mną i z Michałem. Dziewięć lat, smutny wiek…
Przytuliłam Lenkę niezbyt delikatnie na pocieszenie, poszarpałam ciemne włoski i poszłam do swojego pokoju. Kątem oka zobaczyłam jeszcze jak siostra poprawia liliową opaskę i posyła smutny, ale i nieco poirytowany uśmiech.
Walnęłam się na łóżko i przez chwilę prowadziłam wewnętrzny bój: laptop czy książka? Po chwili ukochany „Piotruś Pan” wygrał bitwę, a ja niedbale zamknęłam nogą drzwi, nie podnosząc się nawet z łóżka. Gwar rozmów i odgłosy zabawy sześciu osób trochę przycichły, a ja zatopiłam się w lekturze. Odruchowo zaczęłam majtać nogami. Bezwiednie odsunęłam biurko od łóżka, przysunęłam, lewą nogę oparłam o ścianę, poczułam jakieś wystające coś… ŁUPS!
- Aua, co to, kurde, ma być?!!! – wrzasnęłam w przestrzeń. Zanotowałam, że w salonie ucichło, po czym usłyszałam niczym niezmącony, spokojny głos mamy:
- Dziewczynki, sprawdź któraś, co tam Wika wyrabia u siebie.
Rozległ się tupot trzech par stóp, a drzwi otworzyły się, uderzając o przeszkloną biblioteczkę.
- I co? – dobiegł mnie krzyk Michała.
- A nic – odkrzyknęły siostry. – Tylko na Wikę spadł obraz.
- Aha. To niech go powiesi z powrotem – mruknął niezainteresowany tata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz